sobota, 9 listopada 2013

Sezon burz

Jak obiecywałem, tak i robię. Napiszę wam recenzję tej książki, ale najpierw, wtajemniczę was w moje pierwsze spotkanie z wiedźminem. Pewnie większość z was pomyśli - ktoś mu polecił, itd... Ale nie. Pierwszy raz przeczytać Sagę chciałem po pewnej grze. Nie, nie po Wiedźminie 1 ani żadnej innej. Po The Witcher Versus. Raczej nikt nie kojarzy, więc opiszę. Na początku gry, wybierało się jedną z trzech postaci: wiedźmin, czarodziejka i przeraza. Wyzywało się kogoś na walkę, uprzednio ustawiając swoją strategię. Kiedy przeciwnik przyjmował wyzwanie, ustalał strategię i rozpoczynała się walka. Konfrontacja strategii gracza ze strategią przeciwnika. Całość (na początku) rozgrywała się w Kaer Morhen. Poźniej w tej samej grzez spotkałem się ze Scoia'tael. I mnie to zaciekawiło. A dokładnie nazwy, których genezę chciałem poznać (chociaż wtedy nie znałem słowa geneza ;) ). Siostrę też. Wykopała od siebie z technikum pierwszy tom. Przeczytała (mi oczywiście nie chciała dać, więc byłem zmuszony załatwić sobie audio booka) w jeden dzień, na drugi miała już następy. A ja utknąłem, bo nigdzie nie mogłem znaleźć następnych części do słuchania. I potem, dużo, dużo póżniej, odkryłem, że mój Sony Ericsson potrafi czytać pliki txt. Na następny dzień miałem już wszystkie ebooki na karcie pamięci. Zacząłem czytać (od pierwszego tomu), historia wciągnęła mnie bardzo. Aż za bardzo. Potrafiłem jedną książke przeczytać w mniej niż dwanaście godzin. Potem, zacząłem czytać Sagę od nowa. I od nowa. Pamiętam, że przeczytałem ją (pod rząd :) ) ponad piętnaście razy, a każdą książkę chyba ponad dwadzieścią pięć, już nie w "zwykłej" kolejności. Do tej pory (a było to ładne parę lat temu) mógłbym cały pięcioksiąg cytować. Geralt, Yennefer, Ciri, Jaskier... to byli bohaterowie mojego późniejszego dzieciństwa. Potem, zacząłem czytać Pratchetta, ale to już inna historia...
Dobra, do brzegu. Kiedy niedawno siostra znalazła informację, że wychodzi ósma książka z serii. Niedowierzanie, zbycie tego jako fake. Potem informację podał Poltergeist i Gildia Literatury. Zacząłem wierzyć, przez ostatnie pięć dni przed premierą nie było mnie w szkole, tylko przypominałem sobie wszystkie książki, odżyła we mnie fascynacja Sagą, czekałem na to, aż będę mógł przeczytać tę najnowszą. W między czasie, przchodziłem przez różne stadia, euforia, kosmiczne oczekiwania, obawy, że autor nie da rady... nastrój zmieniał się co pięć minut. Znajomi nie dzwonili - zrezygnowali po pierwszym dniu. A ja wreszcie dorwałem "Sezon burz". W ebooku, ale co tam. Przez książkę przebrnąłem w... siedem i pół godziny. Na początku zaczyna się spektakularnie - jak to u ASa. Później napięcie tylko rosło, podświadomość, świadomość i nadświadomość odetchnęły chórkiem (prawo- i lewoświadomość także).
Humor, warsztat, wszystko przypominało mi tego starego "Wieśka". Może dlatego, że oczekiwanie i oczekiwania wywierały na mnie niesamowitą presję, przez co przeczytałem całość w mgnieniu oka i nie zauważyłem błędów, literówek ani żadnych potknięć. Autor oszałamia, zaskakuje pomysłami, fabuła nie jest wtórna... zalety możnaby mnożyć. Wada tylko jedna - długość książki. Kiedy ją kończyłem, miałem wrażenie, że Sapkowski miał tyle pomysłów, że napisałby jeszcze kilka takich historii, i w żadnej nie byłoby problemów ze składaniem faktów, tworzeniem postaci i miejsc. Chcącym przeczytać książkę, nie będę spoilerował, tym bardziej fanom Wiedźmina. Powiem tylko, że historia, nie kończy się nigdy, a zawsze będzie zachwycać, tych którzy chcą być zachwyceni. Dodatkowo coś, czego nie wyznam chyba nikomu - za wyjątkiem Was. Kiedy czytałem zakończenie książki, które nawiązywało zarówno do Nimue jak i pierwszej historii o Geralcie - walki ze strzygą. I już kończyłem, kiedy czytałem ostatni podrozdział... prawie się rozpłakałem. Podczas przedostatniego dialogu w książce, było coś, co mnie osobiście bardzo wzruszyło. Dla innych, szczególnie tych którzy nie czytali całej Sagi, może to się wydawać dziwne. Ale dla mnie, to było coś, czego nie potrafię opisać... Może to dlatego, że to coś w rodzaju zakończenia wszystkich książek, co z tego że dzieje się rzed nimi. I w dodatku, koniec został przedstawiony w sposób, który wzrusza mnie najbardziej. Niby opowiada coś jeszcze o postaciach, ale niekoniecznie. Historia, pozostawiająca takie niedomówienia, doczekała się kolejnego rozdziału, który pozostawia kolejne.
Wszystkim, zarówno fanom opowieści o Geralcie, tym, którzy czytali ją raz, i tym którzy nie mieli z nią styczności, książke polecam z czystym sumieniem, sercem i pozytywną karmą. Mogę jej dać 10/10 bez zbędnego dzielenia na kategorie.
PS. playlistę na ten miesiąc opubilkuję jutro, teraz komputer okupuje Sabina, nie dająca mi do niego dostępu.

piątek, 25 października 2013

Tym razem - ludzie!

Słowem wstępu - wśród osób które to przeczytają, na 100% znajdzie się ktoś, kto korzysta z Facebooka. Owszem, fb fajny portal, można popisać ze znajomymi, można polajkować jakieś fp, które wstawią coś śmiesznego... Ale można też tam zarobić dużą kasę. Na ludzkiej głupocie i braku nauki na własnych błędach.
Bo po raz kolejny, wchodząc na fejsa, dzisiaj rano, zobaczyłem... że moja koleżanka udostępniła posta. Brzmiał on: "Tak bawią się 16 latki na imprezach.". Coś mnie uderzyło. Myślałem, próbowałem skojarzyć... Mam! Ostatnio czytałem artykuł o tym. Tutaj macie artykuł. Co to jest? To jest tak zwany scam. Na czym to polega?
  1. Nie wchodzisz na "WIADOMOSCI.PL" tylko na "WLADOMOSCI.PL". Kiedy jest napisane małą czcionką, różnica jest mała.
  2. Klikamy, włącza nam się stronka z "filmikiem". Aby go odtworzyć, musimy wpisać swój numer telefonu.. Wpiszesz - każdego dnia z konta będzie Ci znikać 2,46. Trzeba wysłać sms dezaktywacyjny.
Dobra, dobra, ale jak to się stało, że moi znajomi to udostępniają? - zapytacie. No więc, kiedy wejdziecie na stronę wladomości, zostaniecie poproszeni o wpisanie swojego miasta do odpowiedniego pola. Które, jest tak naprawdę polem do komentowania.
W całym poście nie chodzi mi o to, że ludzie się na to nabierają. Chodzi o to, że ludzie nabierają się na to kilka razy. Przykładem jest moja koleżanka, która poprzednio udostępniła wladomość, że 3 osoby w moim mieście zginęły w wypadku samochodowym.
PS: Rezygnuję z wpisywania pod każdym postem piosenek. Znalazłem inny sposób. Po prostu, na koniec miesiąca udostępnię playlistę z piosenkami. I 4 albumy.
PS2: W najbliższym czasie zrecenzuję najnowszą książkę Sapkowskiego.

niedziela, 22 września 2013

GTA V!

Tak. Niedawno pisałem o Syrii, teraz o GTA V. Pewnie niektórzy sobie pomyślą, że nie mam o czym pisać. Owszem, nie mam, ale bym nie pisał. Gdyby nie to, że we wszystkich Interetowych mediach widzę coś o GTA, co doprowadza mnie do szału. Delikatnie mówiąc. No bo jeszcze potrafię zrozumieć, że strona typu CDA codziennie coś o owej grze napisze. Ale nie strony dobreprogramy i kilka innych, których nie przytoczę. Widać, że R* ma zajebistych speców od marketingu. "Reklama dźwignią handlu. Ale reklama jest droga. Eureka! Zróbmy tak, żeby o GTA pisali wszyscy dobrowolnie!". I się zaczęło. Spiralę uwielbienia, wszechobecnego oczekiwania (bardziej niż na Wigilię), zaczęliśmy podkręcać sami. Wydawca wyłożył kasę na kilka reklam, zrobiono trochę szumu. I już wszyscy mieli na ustach GTA. Ale normalnie to by było tak, że po tygodniu na ustach byłaby inna gra, albo telefon, czy cokolwiek innego. Zostaliby tylko fani serii. Pokazano kilka screenów (ciekawe jak bardzo podkolorowanych) zrobiono kilka "przecieków"... I już. Ludzie uwielbiają GTA. Mówią o nim wszyscy. Połowa ludzi których znam a mają konsolę, od wtorku jest dużo trudniej osiągalna. Drugiej połowie nowa gra się nie spodobała. Po przegranej godzinie, dwóch, ewentualnie siedmiu. Czyli to samo co wcześniej. Mimo zapowiedzi, zobaczyliśmy tylko dopracowaną grafikę, może jakiś nowy pomysł. Ale, że spirala jeszcze się kręciła siłą bezwładu, to ostatnio można było zobaczyć np. newsy o kodach do GTA. I tak dalej. Ciekawi mnie, ile jeszcze potrwa to, co zaczęło R*
A ja wam wszystkim życzę miłego dnia, miłego przyszłego tygodnia. Jak tylko dostanę w swoje ręcę pewną książkę, zaraz przeczytam i zdam relację.
Piosenką na dziś jest The Infection by Disturbed.
A ja wam wszystkim jeszcze raz życzę miłego dnia. :)

wtorek, 3 września 2013

Broń chemiczna rebeliantów, czy rządu?!

Syria. O tym się mówi. Wszędzie, w każdym serwisie informacyjnym, na każdej stronie z informacjami. Wszędzie Syria. Niektórzy mają dość. Jak ja. Więc piszę.
Więc, dla niepoinformowanych (są tacy?) w kraju rzeczonym wybuchła wojna. Domowa. Rebelianci mają problem, ponieważ prezydenta który był demokratycznie wybrany, "zabrała" armia. Teraz "rządzi" prezydent wybrany przez armię. Dlaczego dałem w cudzysłów? Po pierwsze, nie ma władzy nad rebeliantami. Po drugie, (to tylko moje domysły) nie rządzi tak naprawdę. Jest tylko na pokaz, a wszystkie decyzje są podejmowane przez jakąś radę. I na to prezydent nic nie może poradzić. to tyle w tej kwestii ode mnie. Po drugie. Broń chemiczna. Więc cofnijmy się w czasie. USA zapowiada: "Nie będziemy uczestniczyć w wojnie w Syrii, chyba że okaże się, że Syryjski rząd użyje broni chemicznej". Może nie dosłownie tak jak jak napisałem, ale taki był sens merytoryczny. I nagle, kłęby dymu, i jak z czapki czarodzieja - broń chemiczna. Dlaczego Ameryka nie chciała uczestniczyć w Syryjskiej wojnie?  Ponieważ, postawili sobie pytanie: "Po co?". Oni nic z tego by nie mieli. Wystarczająco wyczerpały ich inne zmagania, w których mogli coś ugrać. A i tak i tak stracili astronomiczne kwoty, których mogą już nie zobaczyć. Więc podali najmniej prawdopodobny argument. I nagle, ta-dam broń chemiczna. Jak w opowiadaniu Sapkowskiego "Złoty smok". Dlaczego (według mnie) rząd Syrii nie użył wtedy broni chemicznej? Bo po co mieliby walczyć z rebeliantami, krajami pomagającymi i dodatkowo Stanami Zjednoczonymi? Po co? Więc, nawet jeśli mieliby broń chemiczną, nie użyli by jej. Więc rebelianci skądś wytrzasnęli (pytanie, skąd?) broń chemiczną, i ich "przebierańcy" użyli jej przeciw tłumowi. Pewnie mówili - "Zło konieczne! Wtedy przyjdzie Ameryka! Będziemy mogli uratować o wiele więcej istnień, niż zmarnujemy teraz. Więc do ataku!". Wielu powie, że rebelianci nie mogli zdobyć broni chemicznej, bo za co? Ale według mnie, zdobyli. To tyle ode mnie na ten temat.
Enjoy ;)
PS: Piosenką na dziś jest Hail Destroyer by Cancer Bats

piątek, 23 sierpnia 2013

Dallas '63

Jak obiecywałem, dzisiaj dodaję moją recenzję tej, książki.
Więc od początku. Książka napisana przez Stephena Kinga, od samego początku trąci wieeeelką epickością ;) Już sam pomysł na jej napisanie mówi naprawdę dużo. Bohater jest zwyczajny, ale z przyszłości. Szybko dowiadujemy się, co ma zrobić, i - jak już pisałem - pomysł jest epicki. Książka napisana dobrze, znalazłem zaledwie dwie czy trzy literówki (jak na książkę której liczba stron jest bliższa tysiącu niż pięciuset to wynik świetny). Nieścisłości nie znalazłem żadnych, więc propsy dla autora i beta testerów ;) Książka od pewnego momentu nie obniża napięcia, cały czas trzyma w niepewności. Zakończenie - jak u Kinga - zaskakujące, jakby urwane. Tak jakby wydawnictwo ucięło ostatnie strony z powodu oszczędności spowodowanych kryzysem. Zawsze wolałem ocenić książkę po okładce, niż po tym co jest napisane na "plecach" książki. Ale tym razem muszę się zgodzić - to najlepsze, co do tej pory Kinga czytałem.
Podsumowanie:
Pomysł - 10/10
Wykonanie - 10/10
Narracja - 10/10
Jednym słowem - polecam!
Enjoy ;)
PS: Piosenką na dziś jest... Do it now, remember it later by Sleeping with Sirens

czwartek, 22 sierpnia 2013

Problemy techniczne

Witam wszystkich po przerwie (tak, początek, a już przewa :) ). Niestety została wymuszona tym, że mój komputer odmówił współpracy, ale już wszystko jest ok. Następny post - recenzja Dallas '63. Postaram się opublikować go jak najszybciej.
Enjoy ;)
PS: Postanowiłem pod każdym (no większością) postem dawać piosenkę na dziś :) Co tydzień będzie album, a co miesiąc... podsumowanie (pewnie większość pomyślała sobie "artysta". Nie, bo znam ich za mało i co miesiąc musiałbym poznawać nowych. A na to zdecydowanie nie mam czasu :) ).
Być może recenzja Kinga będzie dziś, być może jutro.
PS2: Piosenką na dziś jest... House is not my home by Zebrahead.
Enjoy ;)

sobota, 10 sierpnia 2013

Początki zawsze trudne!

To pierwszy post na tym blogu. Mam zamiar publikować coś tu co jakiś czas, mam nadzieję, że znajdę jakieś (niekoniecznie duże) grono czytelników. Czasem opublikuję coś, co mnie osobiście zainteresowało/zbulwersowało itd. z moim własnym komentarzem. Czasem napiszę recenzję jakiejś książki, którą mi polecicie, albo którą sam wybiorę (oczywiście z interesującego mnie gatunku : fantasy, czasem fantastyka). Podzielę się z Wami tym, co słucham, co oglądam, co czytam, co piszę (tak, zaczynam "pisać" książkę ;) ) Mam nadzieję, że będzie się Wam dobrze mnie czytało. Jeśli będą jacyś "Wy" oczywiście :)
Enjoy ;)